Relacja: BORELIOZA – proces uzdrawiania

Kochani, tym razem przygotowałam dla Was relację Ja – Monika Stawicka – właścicielka strony www.5prawnatury.pl
Odkąd poznałam Germańską Nową Medycynę (ponad 12 lat temu), przeszłam wiele SBS-ów, ale przełom mojego podejścia do objawów nastąpił właśnie podczas stanięcia „oko w oko” z tzw. boreliozą.
Tu musiałam naprawdę spotkać się ze sobą – podważyć przekonania na temat boreliozy („medialne wdruki”) i wyciągnąć na powierzchnię całą „emocjonalną ciemność”, którą w sobie miałam. Bycie skonfrontowanym z „taaaką” diagnozą, ubogaconą olbrzymią „medialną otoczką”, nie jest łatwe.
Nie było łatwe dla mnie, mocno już wówczas osadzonej w Prawach Natury, więc wyobrażam sobie przez co przechodzą pacjenci wierzący w diagnozę – boreliozę i jej konsekwencje – w postaci wyniszczenia narządów wewnętrznych przez bakterię.
Dziś mam pewność, że każdy objaw to osobny SBS, wtedy jednak, w 2017 roku, nie miałam tej pewności i pozwoliłam zaprowadzić samą siebie w ciemne zakamarki objawów.
Oto moja szczegółowa relacja.
Dotyczy ona rumienia na naskórku oraz konfliktu ROZŁĄKA, którego doświadczyłam.

W 2016 roku w listopadzie zmarła moja mama. W 2017 roku w okolicach wiosny tato poinformował mnie, że chce sprzedać mieszkanie we Wrocławiu i wyprowadzić się w góry. Dodatkowo, podczas któregoś ogniska z sąsiadką w moim ogródku dodał, że chce się wyprowadzić „byleby dalej od nas” – to był dla mnie cios. Nie miałam bliskiej relacji z tatą, który przez większość mojego życia był „nieobecny” – zaangażowany w swoje sprawy. Jednak wtedy – jakaś część mnie weszła w potężne cierpienie.
Czułam się: porzucona, jakby dom mi zabrano, jakbym straciła swoje miejsce, została odłączona od korzeni, jakby przerwano połączenie: ja i stado, jakbym się odłączyła…. Miałam rodzinę, dzieci, dom, pasje – w zasadzie wszystko, ale wtedy … jakaś cząstka mnie bardzo cierpiała z powodu tego „odłączenia” i „niebycia częścią całości, od której pochodzę”.

W czerwcu 2017 wybrałam się na rodzinny spływ kajakowy.
Zażywając porannej kąpieli w rzece, zauważyłam kleszcza w prawej pachwinie. Z lekką nerwowością i pośpiesznie wyrwałam go, jakby był intruzem.
Już po powrocie do domu, kiedy zaczęłam dokładniej oglądać to miejsce, okazało się, że w skórze zostały resztki kleszcza – jego główka. Mój mąż rozpoczął majstrowanie przy główce, chciał ją wyciągnąć, na te zabiegi dodatkowo nałożył się pobyt u nas mojej przyjaciółki. Cały proces czyszczenia miejsca po kleszczu przebiegał w luźnej atmosferze, a ja czułam w sobie „jakąś powagę”, jakby to było dla mnie bardzo ważne, żeby dokładnie usunąć wszystkie resztki kleszcza. Teraz wiem, że już wtedy się bałam i odczuwałam psychiczne wyizolowanie z moim problemem (=kleszczem).

Na początku pojawiło się czerwone koło wokół ranki po kleszczu, następnie zaczęły dochodzić okręgi. Okręgi rozlały się na prawe biodro, udo; naskórek w tym miejscu był czerwony i wybrzuszony. Pozornie – na powierzchni akceptowałam ten objaw, ale pod spodem był niepokój, który mocno wypierałam i z którym kompletnie nie chciałam się spotkać. Wówczas nie wiedziałam, że takie spotkanie jest KLUCZOWE, aby na tym etapie uwolnić emocje i móc domknąć objawy. Najwyraźniej potrzebowałam odbyć dłuższą podróż z boreliozą 🙂

Skoro nie umiałam sięgnąć do swojego wnętrza i tam szukać rozwiązania, weszłam w klasyczny schemat – poszukiwań rozwiązań na zewnątrz – suplementy, okłady, smarowanie – dbałość o objaw, pielęgnacja, która na celu miała jego eliminację, pozbycie się.
W międzyczasie dostałam dobrą radę od znajomego znającego 5PN – abym uważała na to, z kim rozmawiam na temat rumienia i boreliozy. Osoby, które nie rozumieją mojego procesu, mogą mi zaszkodzić i wtłoczyć jeszcze większy lęk w mój umysł. W tamtym momencie zaczynałam czuć się naprawdę sama z moim problemem – objawem. Lato i jego aspekty, takie jak kąpiel w basenie, strój kąpielowy odsłaniający wielki rumień, nie sprzyjały procesowi domykania objawu, a raczej nakładały na niego wstyd i chęć ukrywania go. Pamiętam wizytę przyjaciół, których poprosiłam o to, aby nie komentowali mojego rumienia, zapewniając, że jestem w „swoim procesie zdrowienia”. Wówczas doceniałam to „uszanowanie” z ich strony mojego wyboru, ale i tak pod tym wszystkim byłam po prostu nieźle wystraszona.

We wrześniu poczułam, że zaczęłam tracić kontrolę nad rumieniem, był ogrooomny – zajął udo, brzuch, pośladek, kawałek pleców. Nie był już taki „ładny” – z koncentrycznym środkiem i kilkoma tarczami dookoła. Rozlewał się po ciele niczym rozlewisko, porzucił pierwotną symetrię.

Którejś nocy zauważyłam, że wybudzam się z lękiem, nie mogłam spać myśląc o rumieniu i dostępnych dla mnie opcjach pozbycia się go. Objawy te świadczyły o aktywności konfliktowej.
Kolejne nocne wybudzenie to była już przytłaczająca panika, odczucie – NIE MAM JUŻ OPCJI, nie mam z punktu widzenia 5PN rozwiązania tej sytuacji.
Poczułam się samotna i że UTKNĘŁAM samotnie z rumieniem. Za tym dramatycznym odczuciem, które w tamtym momencie mnie przytłoczyło, podążyło moje ciało – ręce i nogi zrobiły się luźne, bez siły do poruszenia, bezwładne. Pierwsza myśl – objawy neurologiczne ze strony boreliozy, jednak za chwilę pojawił się przestój, jakby umysł się zatrzymał w wyniku niedorzeczności tej myśli. Nie jest to żaden objaw neurologiczny wywołany przez borrelię, a KONFLIKT WTÓRNY MOTORYCZNY (mięśnie)  z tematem konfliktu „nie móc uciec”, „nie móc wykonać ruchu”, no właśnie…. nie mieć żadnych opcji do działania – dokładnie tak jak poczułam – BYĆ W POTRZASKU, UTKNIĘCIU …. Z OBJAWEM.
Ten sensowny SBS motoryczny mięśni był odpowiedzią na moje odczucie i w tym momencie zyskałam pewność, że kolejne objawy boreliozy, to w istocie konflikty wtórne!

Płakałam z bezsilności. Mąż obudził się i powiedział do mnie kluczowe zdanie: PRZYZNAJ, ŻE SIĘ BOISZ. Nie było w tym chęci zawstydzenia mnie, raczej próba przekonania, abym w końcu była szczera z samą sobą.
To był punkt zwrotny – pomimo znajomości 5 Praw Natury, aktywnego zaangażowania w propagowanie tej wiedzy w Polsce, MIAŁAM W SOBIE lęk przed objawem. Przyjęcie go w tamtym momencie, w końcu … po kilku miesiącach zmagania się z jego ukrywaniem, było UWALNIAJĄCE. Poddałam się – nie było już żadnych opcji do walki i stawiania oporu.

Z tego punktu zaczęła się zmiana – były to okolice października, a rumień był naprawdę ogromny, nadal rozlany, okręgi czerwone i nabrzmiałe.

Zamiast walczyć, rozpoczęłam proces „PODRÓŻY DO WEWNĄTRZ” – nie z przymusu, a raczej z chęci spotkania się z samą sobą.
Zaczęłam zadawać sobie samej pytania o tatę, rozłąkę z nim, poczułam opór wobec jego odejścia (wyprowadzka w góry), zostawienia mnie, odłączenia. Pozwoliłam sobie na to, bo już dłużej nie miałam po prostu sił się opierać. Poczułam też, że mój tato ma prawo wyprowadzić się, a ja gdyby został w starym mieszkaniu i tak nie miałam ochoty na odwiedziny w miejscu przypominającym mamę. Poczułam taką pewność – „dobrze, że sprzedałam mieszkanie we Wrocławiu i kupiłam tacie nowe – w górach”.
Poczułam również prawdę o mojej relacji z tatą. Ta relacja nigdy nie była bliska, w zasadzie to jakby jej nie było, być może w tamtym dramatycznym momencie, kiedy oznajmił swą przeprowadzkę, odezwało się to dziecko we mnie, które tęskniło za tatusiem i chciało go mieć blisko. Gdybym wtedy je usłyszała i dała jemu się „wykrzyczeć” z tęsknoty za ojcem, to nie musiałoby wołać przez tyle miesięcy. Kiedy zrozumiałam i uhonorowałam głos dziecka, to mogłam wsłuchać się w potrzeby dorosłej, która nie potrzebowała bliskich relacji z ojcem, okazało się, że dystans fizyczny jest dla mnie w porządku i cieszę się z niego. Dorosła Monika potrzebowała dystansu.

Rumień jako objaw na naskórku zaczął wypłycać się – czerwone okręgi bledły, obrzęk ustał. Rumień zniknął w listopadzie.
Moment, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że go nie ma, to nie był moment wielkiej ulgi, ufff.
Ulga nastąpiła gdy odpuściłam opór i przyjęłam lęk, który w sobie nosiłam. Potem nie koncentrowałam się już na objawie, przestałam się nim zajmować, a jego zniknięcie było manifestacją tego, że minęła „fiksacja” na jego punkcie (chęć rozłączenia z nim = zapętlenie).

-> przeczytaj opracowanie „Rozważania na temat boreliozy”

Dodaj do zakładek Link.

Komentarze są wyłączone.